Pacjenci bez jedzenia, bez leków, bez opieki. Rodziny kolejnych pacjentów, po pierwszych zaniedbaniach i zgonach, wypisujący swoich bliskich w piżamach, w obawie, że ich rodziny podzielą ten sam los - to tylko skrót dramatycznych scen, do jakich miało dochodzić w iławskim szpitalu powiatowym im. Władysława Biegańskiego.
Sprawa szybko obiegła kraj i wzbudziła sporo kontrowersji, zwłaszcza w mediach społecznościowych.
Nam udało się dotrzeć do dwóch świadków tych zdarzeń - Katarzyny Gostrowskiej, której rodzice przebywali w szpitalu oraz Artura Zdunowskiego, którego szwagier nie przeżył leczenia w iławskim szpitalu. Rozmawiał z nimi Arek Dzierżawski z iławskiej Eski.
Relacja Katarzyny
- Miałam codzienne telefony od mojej mamy z płaczem, że mam ją jak najszybciej stamtąd zabrać, ponieważ ona nie zniesie tego jak kolejna osoba na sali umrze - opowiada Katarzyna Gostrowska. [...] - Na dodatek przy tych nieboszczykach ona musi jeść i funkcjonować. Ojciec na oddziale covid znalazł się w niedzielę, a mama we wtorek. Jedno przebywało tam 1,5 tygodnia a drugie tydzień. Gdyby nie pomoc ojca, to nie wiem czy matka przetrwała by tam leczenie. [...] Jak się drzwi otworzyły i powiedziano im, że mogą sobie pójść, pacjenci długo nie czekali. [...] Teraz są w domu i czują się lepiej, aczkolwiek mama chyba będzie musiała skorzystać z usług psychologa, ponieważ mocno to przeżyła i ma koszmary. [...] Z tego co wiem w ten sam dzień, gdy rodzice wychodzili, pojawił się nowy lekarz, nowa załoga i nawet z późniejszych rozmów z nową obsługą pielęgniarską, słyszałam, że jest lepiej. [...] Rodzice chcieliby zapomnieć, ale ja nie odpuszczę, czekam na przeprosiny od pani dyrektor za lekceważenie sprawy i wyjaśnienia, których do dziś nie otrzymałam - powiedziała nam Katarzyna.
Relacja Artura
- Przyjechaliśmy tutaj z rodziną na zawody bokserskie mojego siostrzeńca, syna szwagra Jana. Źle się poczuł, z objawami grypy musieliśmy go sami przywieźć do iławskiego szpitala - opowiada Artur Zdunwoski. - Pierwszy test miał negatywny i od razu został umieszczony na zakaźnym, mimo testu negatywnego. Dopiero drugi test, za 4 godziny był pozytywny. [...] Po dwóch dniach siostra otrzymuje telefon, że szwagier nie żyje. Sprawę nagłośniliśmy w Internecie. Szybko znaleźli się inni pacjenci z sali, którzy pomogli nam ustalić co z nim tam się stało. [...] Ludzie byli od 22:00 do 6:00 zamknięci, lekarza nie widzieli od 3-4 dni. Szwagier skonał w nocy, cały czas byli zamknięci jak jakieś zwierzęta. Nie reagowali na dzwonki, telefony, nawet na numer alarmowy [...] Kto to słyszał, żeby do szpitala na ratunek karetkę wzywać [...] Chcemy żeby ktoś za to odpowiedział, przecież tym oddziałem ktoś zarządza, do dziś nie dowierzam w to co się wydarzyło - opowiada Artur.
Jak powiedział nam Artur, sprawa w piątek (13 listopada) miała zostać zgłoszona przez jego siostrę iławskiej prokuraturze.
Mimo wielu prób nie udało nam się uzyskać stanowiska dyrekcji iławskiego szpitala.
Póki co, od rodzin pacjentów dowiedzieliśmy się, że zmieniono lekarza oraz personel na oddziale. Sytuacja więc powinna zmieniać się na lepsze.
Władze starostwa, którym na co dzień podlega szpital, podkreślają, że nie mają wpływu akurat na iławski oddział Covid. On podlega władzom województwa warmińsko-mazurskiego. Czekamy więc na komentarz do sprawy od władz województwa.
Do tematu będziemy jeszcze wracać na ilawa.eska.pl oraz na naszej antenie - 89FM.